Ględzenie o pewnym rozporządzeniu

Panie Marszałku kochany. Muzyka łagodzi obyczaje. Zacznijmy może dyskretnie, acz subtelnie. Najlepiej znaleźć coś, co odpowiada naszym spokojnym czasom dobrobytu, radosnej konsumpcji aktywności i ostatecznego końca historii – nic tylko czerpać profity (i piąć się wyżej w rankingach aktywności, które – co powszechnie wiadomo – są kwestią absolutnie fundamentalną). Der Walkürenritt Wagnera?

Ostatnio – jako naród – dokonaliśmy czegoś wspaniałego. Karuzela poszła w ruch. Imperialistka, która jest odwrotnością kloaki – miast zbierać fekalia, to je zwraca. Obrzucająca brudem niewinnych obywateli (a czasem i dawne Legendy) została obalona. Bialeńska inteligencja znów pokazała, że stać ją na akt sprzeciwu. Nie ugniemy się pod żądaniami imperatorów (-ek)! Sprawiedliwość jest po naszej stronie. Prawo zresztą też. Koncepcja równościowej, żeby nie powiedzieć symetrycznej, definicji sprawiedliwości dystrybutywnej została już dawno skompromitowana. Mogą nam (oni tyrani) imputować, że „są tutaj sprowadzana tylko po to, by dać się sprowokować, wywołać damę, a wtedy nagle zlatują się wielcy nieobecni i dokonują po raz kolejny żałosnego spektaklu”. Zdanie to – zbyt impertynenckie by zasługiwało na jakikolwiek komentarz – jest oczywiście nieprawdziwe. Czas kończyć tę nieco przydługą dygresję – miałem apelować do marszałka.

Słyszy Panobraz zapewne – Panie Marszałku – cwałujące walkirie. Słyszał je pono pewien akwarelista, którego imienia teraz nie pomnę – swoją drogą bardzo ciekawa postać. Żarty na bok. Swego czasu wydano pewne rozporządzenie – jakieś bzdury o demokratycznych wyborach prezydenckich. Na szczęście – w myśl rzeczonego aktu prawnego – ta farsa skończyła się 10 kwietnia o godzinie 20:00. Proszę do tego już nie wracać – było minęło. Co prawda żadne lokal nie został otwarty, żaden kandydat się nie zgłosił. Zostawmy wszystko tak, jak jest. Mówię całkowicie poważnie. W naszej sytuacji nie jest wskazane by jakiekolwiek wybory się odbywały. Bo i po co? I tak wiadomo jak by się zakończyły. Tymczasowe rządy sprawuje faszysta (niech mu Pałac lekkim będzie!), by za kilka dni oddać klucze od wolnogradzkiego pałacyku pewnemu zagranicznemu monarsze, który włada krajem o niezwykle dziwnej nazwie i – jak się zdaje – lubi pływać po morzach, bo ciągle wspomina o jakimś sterniku. Najlepiej niech sięgnie on po zieloną koronę i zasiądzie na dolnogradzkim tronie. Albo, co mi tam, niech zostanie katechonem-dyktatorem, który będzie powstrzymywał – silną ręką – Bialenię przed upadkiem. Ale dajmy sobie spokój z wyborami. Teraz, gdy jest nas może sześciu, powinniśmy oddać władzę w ręce jednego. Dajmy sobie spokój z ceregielami. Gdy trwałość państwa jest zagrożona, nie czas na wybory, czas na Katechona.

Jak już mówiłem, Panie Marszałku, muzyka łagodzi obyczaje.