Szlachectwo to nie tytuł i herb

by AlbertoCarlos

Niniejszy tekst, skierowany będzie do tych wszystkich, którzy uważają, że wraz ze zdobyciem tytułu szlacheckiego (bądź stopnia powinowactwa wirtualnego z prominentnymi rodami mikroświata) stają się ex definitione osobistościami, które winno się szanować, niezależnie od tego, co czynią. Co zatem sprawia, że daną osobę – oczywiście w sensie moralno-etycznym, bo zgodnie z pozytywistyczną wizją prawa, szlachcicem jest każdy, kto takowe szlachectwo otrzymał – możemy uznać za szlachetną? Już na początku chciałbym odrzucić, jako wyjątkowo niesłuszne i traktujące instytucję szlachectwa instrumentalnie, twierdzenie, iż szlachcicem możemy nazwać osobę, posiadającą tylko „herb i tytuł”. Oddajmy tu głos – nieistniejącemu wszak – Mikołajowi Rejowi:

Nie to szlachectwo, co herbów nawiesza,
Jeśli co w cnocie nietrefnie pomiesza.

(…)

Toć jest szlachectwo cnotą się ozdobić,
Niecnoty kijem, jako węża dobić.

Wobec tego, uznać musimy, że szlachetną jest osoba, która potrafi się wykazać rozlicznymi cnotami – rozumianymi, tu nie tylko jako męstwo czy bohaterstwo, ale jako zalety w sferze moralnej. Ergo, w szlachectwie możemy dopatrywać się przede wszystkim wysokiego poziomu w sferze moralności oraz rozlicznych zobowiązań etycznych. Czym przeto powinien kierować się prawdziwy szlachcic, jakie zobowiązania na się winien przyjmować? Wydaje mi się, że należy to powiązać z postawą ideału rycerskiego, wszak w – nieistniejącej kulturze łacińskiej – szlachta wywodziła się z średniowiecznego rycerstwa.

https://upload.wikimedia.org/wikipedia/commons/thumb/a/ac/Honor%C3%A9_Daumier_017_(Don_Quixote).jpg/240px-Honor%C3%A9_Daumier_017_(Don_Quixote).jpg

Prawdziwy człek rycerski, czy raczej powiedzielibyśmy teraz szlachetny, na pierwszym miejscu stawia sobie pomoc słabszym, skrzywdzonym, prześladowanym. Szlachcic przeto widząc osobę, linczowaną społecznie, nie przyłącza się do grupy jej oprawców, wyjącej przeciwko wyalienowanej jednostce. Szlachcic zgłębia jej problem, ocenia, a widząc, że „głos tłuszczy” jest niesłuszny – staje w jej obronie. Kolejną cnotą moralną szlachcica jest honor. W tym słowie właściwie zawiera się cała istota szlachectwa. Za osobę honorową uznajemy wszak osobę broniącą godności płci przeciwnej, wierną swemu państwu, prawdomówną, godną zaufania społecznego, ale i osobę wierną słowom, które wypowiedziała. Niegodnym jest przeto szlachcica, by obiecać prywatnie jedno, a publicznie czynić drugie. Jest to rzecz wysoce nietyczna. Co dalej? Odwaga? Dzielność? Męstwo? Z pewnością, tak, lecz te zalety odnoszą się raczej do ideału szalchcica-wojownika, który jest niemożliwy (przynajmniej na tradycyjnych, realnych zasadach) do realizacji w warunkach mikronacyjnych. W mojej opinii, kolejną ważną cnotą, charakteryzującą prawdziwego szlachcica jest pokora. Tak, to cnota, która zarówno w warunkach realnych, jak i wirtualnych jest niezwykle trudna do „osiągnięcia”. Bo czyż prawdziwy szlachcic, za główny cel swego „bytowania” uznaje pokazywanie światu kolejnych wyszukanych tytułów i odznaczeń? Nie twierdzę bynajmniej, że takowe są z samej swej natury złe, lecz niegodne jest traktowanie ich jako podstawy swego szlachectwa. Czyż prawdziwy szlachcic chełpi się swymi osiągnięciami, znajomościami, bywaniem na „salonach”, albo – co gorsza – wirtualnym stopniem powinowactwa z prominentami mikroświatowymi. O ile w świecie realnym, taki „stopień” odgrywa jakiekolwiek znaczenie, to w „wirtualu” nie wiąże się on właściwie z niczym – no chyba, że świadczy o przyjaźni, łączącej dwóch członków tego samego rodu.

Słowem zakończenia, raz jeszcze zwrócę się do moich adwersarzy. To, że posiadacie tytuł szlachecki samo w sobie mało znaczy. A z pewnością nie jest powodem do podbudowywania swego ego i patrzenia „z góry” na tych „maluczkich”. Powodem do dumy jest to, że czyny wasze są szlachetne, czyli miłosierne, honorowe i pełne pokory.